sobota, 6 grudnia 2014

Jesień? A może zima?

Właściwie to z Nadusią przez nudy sobie ogarnęłyśmy wchodzenie na wyżej położone przedmioty. Fajnie jej to już wychodzi, myślę, że już ogarnia bo nawet wykorzystałam to w sesji. Sesji Nadia teraz ma chyba, aż za dużo, co oznacza, że zdjęć też będzie co nie miara. Byłyśmy na sesji z Teksaskami połączonej z treningu obi, a dokładniej robieniem kwadratu. Nie robiłyśmy żadnych portretów, ponieważ bardzo marzłyśmy ustawiając psy do zdjęć, jedyne ja tam coś Nadii pocykałam, bo było słoneczko. Zmarzłyśmy z Karoliną strasznie, nie ubrałyśmy zbroi bo słoneczko pokazywało, że jest cieple, ale niestety były to tylko złudzenia.



Niestety nie mam zbyt fajnych zdjęć bo fajne ujęcia wyszły mega zaszumione (zabić to mało)....

Kolejną sesją była sesja z Martą i Santą, ponieważ udawałam, że byłam chora to wykorzystałam jednodniowy urlop szkoły i poszłam się spotkać z moją przyjaciółką. Ogólnie Santa jak poznała Nadię to Marta jedyne co zdążyła zrobić to wypuścić smycz z ręki, aby jej nie przeciągnęła po ziemi, zabrała mi chusteczki z plecaka i zaczęła biegać w koło... Widać, że niezadbany z kojca.

50 mm asdfg <3


Nadusia się ułomna jakaś zrobiła i coraz bardziej leniwa się robi stara suka XD Zrobiła się też głucha (albo aż tak leniwa, testująca ignorancję czy sprawdza moją cierpliwość - niepotrzebne skreślić). Trzeba ją wołać po kilka razy, aby wyszła na dwór. Budzi się po pierwszym zawołaniu, ale schodzi z łóżka dopiero po czwartym(?), może piątym powiedzeniu "Nadia, na dwór". To samo jest z michą, kto zna Nadię, wie jak ważną rolę pełni w jej życiu jedzenie (albo bardziej objadanie się rzeczami od mamy), po słowie "micha" była już w biegu na "mi" a na "cha" już jadła. Teraz po powtórzeniu słowa "micha" pies dopiero zaczyna schodzić z łóżka. Tak szczerze to zdaje sobie sprawę czy ten pies umie w ogóle biegać albo robić coś innego oprócz spania i mienia wszystkiego w głębokim poważaniu. Mój stary, leniwy biedaczek.


Ogólnie zawsze chciałam mieć zdjęcia Fiony, takie piękne i tak dalej, więc korzystając z weekendu spakowałam się, zabrałam Nadię i pojechałam do rabradora. Ponieważ przyjechałam dość późno to nie było nawet mowy aby jej wybiegać porządnie. Od szóstej rano, od kiedy zjadła posiłek, siedziała przy łóżku, lizała mi twarz, kładła łapę na moją rękę i wbijała mi pazury, wchodziła pod kołdrę, chodziła po mnie, skakała przeze mnie, gryzła mnie po rękach, schodziła wchodziła na łóżko, popiskiwała... Tak, nie mogłabym mieć niewybieganego psa, dochodzę do takiego wniosku, ewentualnie takiego psa bez kennelu, ooo nie :D


 Na następny dzień, kiedy wstałam niewyspana i nieco zdenerwowana zachowaniem Fionki ubrałam się i poszłam z kundlami do parku. Porzucałam Fionie piłeczkę, bo musiałam ją trochę rozładować i ustawiłam ją do zdjęć. Ustawić dwa porąbane labradory do zdjęcia - aż smutne. Naprawdę. Na szczęście jak już się je ustawi to siedzą jak posąg, dobre i to. Przynajmniej.


Zachowanie piesków ok na spacerku odwołanie perfekt od innych psów, jednak zeschizowały się na wodę, ale to norma. Fiona masakra, Nadia to nie tak bardzo. Nawet pozowała przy wodzie, szkoda, że zaszumione zdjęca, ups :)