wtorek, 26 maja 2015

Największy Cios w moim życiu!

Więc jak już pewnie duża większość wie, od 7.05 jest u mnie Blow, mój wymarzony, długo wyczekiwany borderek <3


Fot. K9Action canine photography

Jak to było?


Było bardzo ciężko, przez trzy lata prosiłam mamę o psa, szanse na bordera z hodowli malały, właściwie wiedziałam, że kategorycznie go nie będzie, bo cena, bo łobuz, bo szczeniak. Wchodziły w rachubę jedynie psy borderowe z adopcji, ale czym mniejsze były szanse na jakiegokolwiek bc, tym bardziej pragnęłam jakiegokolwiek psa by z nim coś porobić, rozwijać się, spełniać marzenia. A zwłaszcza, gdy oglądałam swoją przepełnioną sportowymi psami tablicę na facebooku.


O miocie usłyszałam właściwie podczas mojego drugiego w życiu treningu w Łódzkim klubie Dynamite Dogs, jednak tylko przeleciało to przez moją głowę, jak praktycznie każdy borderowy miot i nie nastawiałam się zbytnio za bardzo na to, że to właśnie TA hodowla oraz TEN człowiek spełni moje największe marzenie... Wszystko zapowiadało się stopniowo i powoli, a nic na to nie wskazywało, że moje życie się odmieni.



Jednak to Agata pokazała mi go głębiej i namawiała, której zawdzięczam to w każdym stopniu, że włożyła taki nacisk w to, żebym miała Blow <3 Było to w kwietniu, dokładnie przed Wielkanocą.

Fot. K9Action canine photography

Jak tylko dostałam link do FP od niej to tylko przeleciałam zdjęcia, oglądałam matkę, ojca i od razu rozmarzałam jak fajnie byłoby mieć drugiego psa, a zwłaszcza bordera...


Święta spędziliśmy u babci, wówczas kiedy wróciliśmy, zaczęłam sprzątać, przez miesiąc sprzątałam, pomagałam mamie w porządkach domowych, była zadowolona, strasznie, ponieważ lubi jak jest czysto, a zwłaszcza gdy robię to ja. Ponieważ byłam przed egzaminami nic nie wspominałam o psie, w ogóle, żeby nie załapała kolejnej wymówki, że będę biegać z psem, a egzaminy się zbliżają, nowa szkoła itd. Więc zajęłam na spokojnie porządkiem, a po egzaminach miałam od razu wspomnieć o psie. Przez cały miesiąc ogarniałam na błysk dom, aby miała dobry humor i aby się nie denerwowała oraz zobaczyła, że mi zależy. Niekiedy było naprawdę ciężko, bo byłam zmęczona strasznie, a mama poprosiła mnie o coś, wiecie jak ciężko było nie powiedzieć "nie chce mi się"? Na każde zawołanie byłam przy niej, nie siedziałam przy telefonie, gdy przyszłam ze szkoły, tylko od razu sprzątałam, nie wychodziłam nigdzie bo musiałam posprzątać przed przyjściem mamy. Tak strasznie mi zależało, ale byłam świadoma tego, że może nie wyjść nic, generalnie zbytnio się nie napalałam na to, że mogę mieć tego psa, nie chciałam później się denerwować, a mama miała czasem i to dosyć często w kwestii psów takie odchyły. Mój plan działania był tak zdeterminowany, że nawet, jeśli by się nie zgodziła, dalej tak samo zapieprzam sprzątając. Byłam skłonna także podjąć jakąś dorywczą pracę, by zapłacić samemu za psa. Wiadomo, czego się nie robi dla spełniania marzeń?

Fot. Karolina Ziemiszewska

Już od tygodnia tyle emocji jakie się we mnie kotłowały były nie do opisania, każda myśl była przeznaczona właśnie dla tego bodera, na myśl o tym stawało mi serce i zapierało dech w piersiach. Nie lubiłam w ogóle nawiązywać do tematu jakiegokolwiek psa, bo zawsze kończyło się to nerwami. Denerwowała się mama, ja, wszyscy. Jednak w piątek, późnym wieczorem zawołałam mamę do swojego pokoju, opowiedziałam jej wszystko co i jak, i..... wstępnie się zgodziła <3 Byłam już wtedy najszczęśliwsza, ale powiedziała, aby dać jej czas do poniedziałku!


Natomiast na następny dzień, pytałam czy już coś myślała, czy jeszcze nie. Jednak odpowiedziała standardowo - w jej typie, że żadnego psa nie będzie... Często robiła tak, że najpierw się zgodziła, a później plany legły w gruzach. Nawet się nie zdziwiłam. Ale świat się zawalił, poniekąd. Nie dawałam za wygraną, więc postanowiłam przeprowadzić rodzinną, wspólną głębszą rozmowę i po niej była już bardziej na tak. Codziennie rozmawiałam z nimi, a w poniedziałek mieli mi dać ostateczną odpowiedź. Był już chętny dom na mojego bordowego, więc szanse jeszcze bardziej malały i kazałam się spieszyć z decyzją.


Każdy, komu opowiadała o borderze, odradzał wzięcie psa za tyle kasy, jednak wiedziała jak mi na tym bardzo zależy. Ale tym bardziej bałam się, że się rozmyśli, skoro każdy odradza. Zwłaszcza, że moja mama jest bardzo wpływową osobą jeśli chodzi o otoczenie i zrobi tak, jak inni jej mówią/każą.


Nastał poniedziałek, z trudem wytrzymałam do wieczora, aż wrócą z pracy. Oczywiście standardowo pięknie posprzątałam, żeby nie było żadnych spięć. To był ważny dzień. Decydujący o wszystkim.

fot. Karolina Ziemiszewska

Kiedy dostałam zgodę na psa, myślałam, że się zabiję ze szczęścia, cała się trzęsłam, nie wiedziałam co się dzieje... Dosłownie. To było piękne <3 Życzę każdemu, żeby doświadczył czegoś takiego i sobie, żeby takich chwil było jeszcze więcej... <3


Fot. Karolina Ziemiszewska

W momencie, kiedy mama się jeszcze nie zdecydowała dostatecznie, pojechałam pierwszy raz do hodowli i wtedy już się zakochałam, wiedziałam co jest co.

Fot. Kasia Tyszkiewicz

Wiedziałam, że będzie mój, że to mój pies, mój border, mój wymiatacz. Życie nabrało kolorów, byłam tak wtedy szczęśliwa <3

Fot. Karolina Ziemiszewska

Jest najlepszym psem pod słońcem. Mimo, że miał być smooth, merle oraz working... Jednak serce wybrało inaczej. Cieszę się, że trafiłam właśnie na niego. Decyzji nie żałuję, mam nadzieję, że będzie fajnym typem showka (doskonała, doskonała!) i przejmie cechy jak najbardziej po mamie, bo jest genialna, nie tylko z charakteru, ale również i z wyglądu.

Fot. Karolina Ziemiszewska

A co na to Nadia? Takie pytania padały nie raz, właściwie za każdym razem, kiedy ktoś dowiadywał się o tym, że mam Blow.
Nadia, jak to Nadia, typowo Nadiowa reakcja i jak widać, zagryzły się na śmierć :D Ta noga miała go udusić, gdyby ktoś pytał.


Młody jest ekstra, strasznie mi się podoba. Łobuz z niego, ale potrafię go wymęczyć (jeszcze, póki robi 10 kroków na mojego jednego :D), a w nocy idzie pięknie spać. Pogryzł mi kabel, podrapał ściany i pogryzł mi rączkę od szuflady od moich pięknych mebelków :( zrobił też generalny burdel z gazetami oraz wywalił całą zawartość klatki (koc, zabawki) na zewnątrz i to jedyna szkoda, jaką zrobił... jak na razie... Ciekawe co pójdzie w następnej kolejności. Powoli zaczyna wskakiwać na łóżko, a z rozbiegu wychodzi mu to całkiem zgrabnie. Lubi się szarpać, lecz nie ma jeszcze pewnego chwytu, jednak ostatnio jak się nakręcił to aż warczał. Jeśli chodzi o aport, to czasem tak czasem tak, ale przy dopingu mi przyniesie, też trzeba dopracować. Ogarnie, najważniejsze, że interesują go zabawki, jedzonko z ręki. Jedyne co umie to siad i lie down oraz przybieganie na zawołanie, chcę zadbać o dobry socjal, a dopiero później zapełniać głowę sztuczkami, które są tak naprawdę niepotrzebne tak, jak socjal. Widzę, jak rośnie, chodź chcę żeby rósł, rósł jak najszybciej, ciekawe jak piękny będzie, gdy będzie dorosły <3

Fot. Karolina Ziemiszewska

A dlaczego "BLOW"? Właściwie to imię miałam zapisane w pamiętniku, wzięło się od firmy produkującej baterie, które kupiłam. Blow znaczy cios, tym bardziej pasuje. Ale wydaje mi się, że pasuje. Podoba mi się to imię i takie zostanie, bo pieseł też już się przyzwyczaił.

Ten Cios był zdecydowanie prawdziwym Ciosem, wszystkie znaki na niebie i ziemi mówiły, że musi być mój. Urodził się w marcu, podobnie jak Nadiaczek, a trzy dni przed pytaniem codziennie widziałam bordery, których nigdy wcześniej nie widziałam.... <3