sobota, 9 sierpnia 2014

Dalsze lekkie plany i sprawozdanie z Dog Orientu!

Po miesięcznej przerwie pisania czas na nowy post na Nadusiowym blogu! Więc o czym on będzie? Ano, na pewno o naszej pierwszej przygodzie Dog Orient, na której zajęłyśmy przed ostatnie miejsce i dostałyśmy za to nagrodę (ostatnia była Karolina, która również dostała mały podarunek od organizatorów). Piętnaście kilometrów? "Aaaa dam radę, przecież to nie tak źle". Fajnie by było, gdyby nie to, że jakaś babeczka wyprowadziła nas w nie tą stronę i zrobiłyśmy meega duże kółko, co spowodowało, że szłyśmy o wiele wiele dłużej niż mogłybyśmy iść. Zbiórka (jak i  meta) były położone w pięknym ośrodku, który miał swój własny staw, żyć nie umierać <3 Nadia szczęśliwa, bardzo happy, bo przecież woda. No ale, czemu nie mogłam jej dać popływać, zważając, że jęzor miała prawie aż do ziemi?



Oczywiście, przed pierwszą stacją, szliśmy wzdłuż rzeczki Ner. I w pewnym momencie ludzie zaczęli przez nią przechodzić... No co? Będziemy gorsze? :D Po dłuższej chwili namysłu, zdjęciu butów i podwinięciu spodni.... Weszłam do rzeki w jeansowych spodniach, a efekt był taki...


Obok miejsca, przy którym przechodziliśmy był bardzo mocny pociąg wody (dokładniej to między tymi betonowymi ścianami), więc wzięłam Nadię za szelki, aby była blisko mnie lekko ciągnąc do góry, ponieważ szłam bardzo ostrożnie "macając" nogami dno i nie wiem, czy by utrzymała się nad wodą w miejscu (jak to rzeki, mogą być zdradliwe). Byłam nieco "doinformowana" i mega uważałam, ponieważ przed nami przechodziły dwa huskie z dwoma właścicielami jeden pies wpadł, nie mogli go wciągnąć z powrotem, więc mężczyzna wszedł do wody za nim, woda sięgała mu prawie do szyi... A później za nim wleciał tam drugi husky, ale kobieta bez wahania za nim weszła bo innej drogi nie ma, jak już spłynęły to inaczej by nie wyszły. Po co było iść do mostu jakiś kilometr dalej, skoro można było iść przez rzekę? Generalnie to w planach nie było, ponieważ organizator się nawet zdziwił, kiedy o tym usłyszał... Jestem ciekawa kto wpadł na tak wspaniałomyślny pomysł, by tak bardzo skrócić sobie trasę :D


Poza tym pięknym incydentem było jak najbardziej okej. Nadia jak nigdy ciągnęła mnie, nawet dość mocno szarpała. Szkoda, że Karolina nie wzięła dla mnie amortyzatora bo zapomniała, ja dałam jej pas, więc byłam obwinięta smyczą, nie było tak, źle ale trochę szarpało i ściskało. Generalnie pieska spisała się na 100 % cały czas przede mną i zastanawiałam się w pewnych momentach czy to aby na pewno Nadia... Natomiast jeśli chodzi o pogodę to było bardzo ciepło i upał trochę doskwierał, dobrze, że wzięłam 1,5 l. wody, bo tak jak przewiduje regulamin - 500 ml mogłoby być za mało... 


Tereny mega, większość ogólnie szło się przez pola niż przez lasy, więc słońce 100$%, ale mimo to mega :P Szłyśmy właściwie bez żadnej dłuższej przerwy (no woda, wejście do sklepu itd), ale szłyśmy dość powoli i ani razu nie biegłyśmy. Jak haskie wystartowały to suczek tak pociągnęła, że mówię sobie, kurczę, co to za pies... Kto zna Nadię, wie o czym mówię XD Texas miał straszne zapędy samcze i Nadia po kilku nieudanych i to bardzo nieudanych (można zobaczyć miejsce, gdzie skakał) próbach wyglądała tak. Moje biedne szeleczky :( Ale mam za to bardzo ładną koszulkę, z której jestem zadowolona!


Pewnie jeszcze zawitam na takowym dog oriencie, kiedy będzie w Łodzi (bądź gdzieś blisko) bo było fajnie :P Generalnie druga Nadusiowa podróż to na wystawę w Łodzi, w której oczywiście będziemy towarzysko aby poznać nowe osoby. Jeszcze dalsza podróż to do Warszawy na dog gamesy, jeszcze nie wiem jak to będzie z dniami, ale na pewno będziemy na jeden dzień!

2 komentarze:

  1. Nie ciesz się tak z tego przedostatniego miejsca, po prostu pierwsza oddałaś kartę :P

    OdpowiedzUsuń