poniedziałek, 21 września 2015

Zakończenie...

Zakończenie prowadzenia bloga, zakończenie Nadusiowego sportowego życia, zakończenie praktycznie wszystkiego co związane z Nadią...


Trzy tygodnie temu, kiedy przywitało mnie rozpoczęcie roku szkolnego, zawaliło się praktyczne wszystko. I nie chodzi tutaj o koniec wakacji, bo to chyba w tamtej sytuacji miało najmniejsze znaczenie. Chyba najgorszy dzień w moim życiu. Zastanawiałam się o której godzinie, tego dnia strzelę sobie w łeb ;)


Na rozpoczęcie wstałam dosyć późno, ponieważ zawsze wszystko robię w pośpiechu, gdyż wolę się wyspać. Wykonując rutynowe czynności, spojrzałam na zegarek i stwierdziłam, że nie starczy mi czasu, aby przejść się z psami do pobliskiego parku, więc wyszłam z nimi tylko na kilkuminutowy spacer na "sikupę" na podwórko. Zapowiadał się upalny dzień, jednak o poranku temperatura sięgała może z 20-coś stopni w cieniu, więc nie była to jakaś pustynia.


Kiedy psy zrobiły, co miały zrobić skierowałam się w stronę klatki schodowej i ruszyłam w jej stronę. Blow, jak to on wbiegł szybko jak strzała na górę, natomiast Nadia, jak przystało na jej wiek, wchodziła powoli, w swoim żółwim tempie, a ja za nią. Mieszkamy na drugim piętrze. W połowie wchodzenia, zaczęła kaszleć i przystawać, ja stojąc z tyłu cały czas ją obserwowałam, ponieważ myślałam, że zwymiotuje. Przeszła może z parę kroków, weszła na kolejne stopnie i... wtedy odwróciła głowę w moją stronę, ale nie skręcając ją, tylko unosząc głowę spojrzała na mnie tak, jakby chciała mi powiedzieć, że coś jest nie tak, następnie OSUNĘŁA SIĘ na łapach. Stałam za nią i szybko ją chwyciłam, zestawiłam ze schodów, próbowałam ją postawić, niestety... przednie łapy jej się rozjechały, natomiast tylne były bezwładne i dosłownie na nich opadła, głowa wisiała i całe ciało było w górze tylko dzięki mojej sile... Położyłam ją, zaczęłam ją wołać (wołać? chyba drzeć się...), poklepywałam ją po klatce piersiowej, po mordce, aż po kilku sekundach "wróciła do żywych". To był jakiś idealny zbieg okoliczności, że tam byłam, że stałam za nią. Nie chcę nawet myśleć, co byłoby gdyby zjechała na schodach i uderzyła w nie głową, czy w cokolwiek innego... Szybko wstała, i była gotów wchodzić do domu i normalnie funkcjonować. To działo się chwilę, ale dla mnie... to były godziny w tak wysokim poziomie adrenaliny.


 Po południu poszłam z nią do weterynarza, niestety nie mogłam zareagować natychmiastowo, ze względu na to, że mój pies właśnie stracił przytomność bez wysiłku, gdzie upał nie dał jeszcze o sobie aż tak znać. I trochę średnio odpowiedzialne jest po takiej akcji narażanie ją na wysoką temperaturę, która zaczynała z minuty na minutę rosnąć oraz wysiłek. Co innego gdybym miałam ją wsadzić w auto i pojechać do weta, ale niestety, wszyscy wiedzą jak podróżuje się zapchanymi autobusami bez klimatyzacji w upał. Istna katorga. Istotnie rzecz biorąc - musiałam czekać na kogoś, kto dysponuje autem.


No i pojechaliśmy... Wybraliśmy lecznice, w której jeszcze Nadię nie leczyliśmy, ale która cieszy się bardzo dobrą opinią. Przez te wszystkie lata odwiedzaliśmy pobliskiego weterynarza, ze względu na to, żeby psa tylko zaszczepić, bo nic innego się nie działo, jednak oni nie mają żadnych urządzeń RTG itd. i również z doświadczenia znajomych wiem, że to średnia lecznica pod względem diagnostyki lub leczenia. 

Wetka obmacała Nadię, osłuchała ją (usłyszała szmery) i zaleciła RTG, które wykazało zmiany w lewym płucu, zmiany w przełyku i... powiększoną lewą komorę serca. Jednak nie jakoś strasznie, gdyż zastawki się podobno domykają. Generalnie stwierdziła, że organizm jak na jej wiek i nadwagę jest w normie, a zmiany jakie w nim zaszły (czyli wszystko to, co wymieniłam wyżej) to przyczyna wieku, w żadnym wypadku nadwagi (jednak ja uważam, że to również mało swój wpływ, ale wetka powiedziała, że to przyczyna starzenia się). Odradziła też wszelki wysiłek, zwłaszcza w upał. Więc nie dodawanie jej zdjęć, ani nie pisanie o niej nie jest powodem tego, że mam bordera i już Nadia jest porzucona i nie chodzi ze mną na spacery tylko... Nadia po prostu już nie może nam towarzyszyć podczas robienia kilometrów.


Czy zauważyłam jakieś zmiany w jej charakterze? Podobno zmiany w sercu da się łatwo zauważyć, a ja stwierdzę, że... nie, a wszyscy, którzy znali Nadię nie wspomnieli nic o tym, że może mieć jakieś sercowe problemy. Oczywiście, zmiany było widać, zwłaszcza, gdy upały dały o sobie znać. Nadia zrobiła się wolna, nie chciało jej się nic, strasznie dyszała, wówczas gdy np Blow i inne psy nie dyszały, zipiała bardzo głośno. Jednak myśleliśmy, że jest to przyczyna wieku jak i otyłości, a nie tego, że może być coś nie tak, lecz omdlenie było dla mnie światełkiem w tunelu, od razu wiedziałam, że to coś z sercem. Według wetki omdlenie było prawdopodobnie spowodowane niedotlenieniem mózgu, bo nie było ani żadnego wysiłku, ani jakiegoś wielkiego upału, który by spowodował taką reakcję. Dobrze, że szybko zareagowaliśmy po pierwszym omdleniu i od razu odwiedziliśmy weta... Podejrzewam, że po kolejnym miałabym tylko bordera....

2 komentarze:

  1. Ojejku! Czytając o omdleniu łzy same lecą.. wiem co czujesz, miałam podobne akcje z moją kaukazką..:( Zdrowia dla Nadusi i jeszcze wieelu lat z wami:(

    OdpowiedzUsuń